Lecz bezmiar mordu ujrzałem po pokonaniu kilkudziesięciu kroków, w obozie w Radogoszczy, gdzie przebywałem jeszcze przed miesiącem.
Najpierw zobaczyłem żelazną bramę rozwartą na oścież. Ze środka więzienia z wypalających się zgliszczy i zwłok ludzkich jeszcze gdzieniegdzie wydobywał się płomień i dym. Na placu ułożony był stos ludzkich zwłok opalonych z odzieży i owłosienia – to współwięźniowie, którzy wyczuwawszy pożar wybili otwory ścienne więzienia i szukali ratunku wyskakując na plac przed budynkiem. Tutaj dosięgły ich mordercze kule zwyrodniałych oprawców. (…)
Chodziłem po całym terenie tego strasznego obozu. Spotkałem człowieka, który wynosił z budynku administracyjnego różnego rodzaju dokumenty i wrzucał w tlące się zgliszcza. (…) Tłumaczył swój postępek obawą, aby dokumenty nie wpadły w rosyjskie ręce. Wówczas nie zdawałem sobie sprawy, że mogą one być przydatne w identyfikacji zbrodni i jej ocenie.
Szukałem zwłok przyjaciela Janka Wesołowskiego z Pabianic, który odwiódł mnie od samobójstwa. Niestety twarze zamordowanych były niemalże nie do rozpoznania. Chodziłem po kuchni. Kotły były pełne zmarzniętej zupy. Za jednym kotłem zobaczyłem zastrzelonego kucharza, który jeszcze niedawno wyhandlował skórzaną kurtkę za zorganizowany kawałek chleba lub dodatkowy tak zwany „dołek” zupy. Rozpoznałem też zabitych wszystkich trzech pomocników kucharza. Leżeli blisko siebie. Więcej osób nie mogłem zidentyfikować. Podobno jeden z nich to doktor medycyny Józef Englert z Włocławka, którego ja nie mogłem poznać. Natomiast tej informacji udzielił mi ktoś z grupy kilku osób stojących obok mnie.
Szedłem po klatce schodowej, po której musiałem wielokrotnie biegać na wyczerpujące apele. Od parteru aż do pierwszego piętra leżało bardzo dużo zwłok. Widocznie część więźniów szukała wyjścia z budynku i tu zginęła w płomieniach. Schodami wszedłem aż pod same spalone poddasze, gdzie stał największy zbiornik przeciwpożarowy z wodą. Tylko tu można było znaleźć ocalenie. Chociaż woda w zbiorniku była zamarznięta od wysokiej temperatury lód się stopił. To tu znalazło ocalenie kilka osób z najwyższego piętra.
Fragment relacji byłego więźnia Jana Wypijewskiego, który znalazł się na terenie spalonego więzienia na Radogoszczu w styczniu 1945 r., w poszukiwaniu przyjaciela z celi – Jana Wesołowskiego.
J. Wypijewski, Chleb mojego życia, Włocławek 2004, s. 278-279.